+6
jollka 14 lutego 2015 15:48
Relacja z Singapuru: https://jollka.fly4free.pl/blog/232/singapur-jawa-karimunjawa-i-bali-singapur/
Relacja z Jawy: https://jollka.fly4free.pl/blog/313/singapu-jawa-karimunjawa-i-bali-jawa/
Relacja z Karimunjawa: https://jollka.fly4free.pl/blog/235/singapur-jawa-karuminjawa-i-bali-w-17-dni-archipelag-karimunjawa/
Na Bali surowy celnik każe wysiąść miejscowym mężczyznom, którzy przechodzą przez bramki. Być może to zabezpieczenie po atakach terrorystycznych na Bali. Jedziemy do Denpasar, tam chcemy wynająć samochód i objechać Bali - tyle, ile zdołamy. Samochód rozwiąże też problem dotarcia do stolicy przez wylotem do Singapuru. Mam mieszane uczucia co do Bali. Po lekturze blogów mam wrażenie, że backpackersi trochę gardzą Bali, opisując tłumy turystów i naciągactwo Balijczyków. My jednak chcemy zobaczyć jedną z najsłynniejszych wysp i wyrobić swoje zdanie. Muszą tu być jakieś miejsca pozbawione masowej turystyki.

Wysadzeni na obrzeżach stolicy, od razu integrujemy się z parką Niemców i idziemy targować się do taksówkarzy. Innego transportu stąd nie ma. Oczywiście cena, jaka podają jest nie do przyjęcia i nie chcą włączyć taksmetru. Gdy jeden się zgadza na wzięcie naszej czwórki i taksometr, pozostali coś do niego mówią i facet się wycofuje. Nagle okazuje się, że musimy się rozdzielić na dwie taksówki i taksometru nie będzie. Wtedy podnoszę głos, tupie nogą w ziemię i mówię, że się na to nie zgadzamy. Niemcy wybałuszają oczy, mają w ręce przewodnik Lonely Planet, ale tam chyba nie piszą o naciąganiu :) W końcu mafia odpuszcza, a nasz kierowca próbuje coś mamrotać, że z taksometrem zapłacimy tyle samo albo i więcej niż proponowana wcześniej kwota. Nikt się nie odzywa, jesteśmy trochę wzburzeni, tłumaczę Niemcom, że próbowali nas zdrowo naciągnąć. Po podejrzanie długim krążeniu po mieście, małżonek wyciąga komórę i uruchamia nawigację. Mówi kierowcy jak jechać, paranoja, kierowca utrzymuje, że nie wie, gdzie konkretnie jest hotel Niemców. Niemcy się w końcu wkurzają, pada kilka niemiłych słów, ale kierowca się nie przejmuje. Ostatecznie mąż każe facetowi zadzwonić na centralę i rozpytać o hotel. I staje się cud, szybko trafiamy do hotelu. Był to bardzo niemiły incydent, ale przypomina nam i naszym sąsiadom, żeby być czujnym. W hotelu dogadujemy się z właścicielem, który wypożycza nam nową Toyotę Avansa i ruszamy do Ubud. Drogi są bardzo wąskie, a kierowcy (zwłaszcza skuterów) nie przestrzegają żadnych zasad. Dodatkowo musimy jechać lewą stroną. Małżonek co chwilę włącza wycieraczki zamiast kierunkowskazu :) Oj, będzie wesoło… W Ubud boczne uliczki są bardzo wąskie, a my musimy znaleźć nocleg i zaparkować w pobliżu. Podchodzi do nas starszy pan i proponuje pomoc. Po przejściach w stolicy, patrzymy na niego z nieufnością. Pan pomaga nam jednak zaparkować, rozpytuje w kilku domach i w końcu prowadzi gdzieś totalnie zakręconą uliczką. Na szczęście tutaj jest wolny pokój. Mamy nowiutki pokój z tarasem i malutkim zadbanym podwórkiem.

Rano przesympatyczna gospodyni serwuje balijskie śniadanie czyli czarny ryż z miodem i świeżymi wiórkami kokosowymi oraz malutkie placuszki z tapioki, też na słodko. Jedząc obserwujemy rytuał składania darów na ołtarzyku. Jedziemy do Monkey Forest, bardzo lubię zwierzęta, więc będzie fajnie. Przed parkiem kupujemy banany. Plan jest taki, że częstujemy małpiszony owocami i robimy zdjęcia. Makaki mają jednak inne plany. Pierwsza małpa, czepiając się spodenek, zamiast jednego, porywa mi dwa banany. Ratuję więc banany, chowając je pod koszulką. Widzę jak jeden makak mnie obserwuje i powoli się zbliża. Biorę więc statyw od aparatu i groźnie wywijam. Ale małpa niezbyt się boi, a przecież nie będę jej tłukła po głowie :) Makak wyczuwa moment, wskakuje na mnie, wyrywa mi banany spod koszulki i zwiewa. A to małpiszon! Mimo braku owoców, udaje się zrobić fajne zdjęcia. Gdy się przykucnie, małpki same wchodzą na plecak czy kolana, czasem na głowę. Mimo, że jesteśmy w środku miasta, park robi wrażenie dżungli, są porośnięte mchem posągi, wszędzie są motywy małp. Bardzo nam się tu spodobało.
, , , , , , , , ,

Jedziemy do Pura Tanah Lot. To świątynia zbudowana na skale wystającej z morza. Podczas przypływu, świątynia staje się wyspą. Pierwszy raz widzimy czarne plaże, niezwykły widok. Pura Tanah Lot nie robi na nas specjalnego wrażenia, pięknie pewnie wygląda podczas zachodu słońca, skoro wtedy ściągają tu wycieczki.
, ,
Po drodze podziwiamy świątynki i liczne ołtarzyki na wsi, przyglądamy się ryżowym żniwom. Widać, że ludzie nie są tu zamożni, ale są pogodni, chętni do pomocy. Bali jest bardzo uduchowione, dominuje tu hinduizm balijski. Każda rodzina ma swój ołtarzyk, każda wieś ma kilka świątyń. Często nie wiemy, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy świątynia, bo wszędzie są ołtarzyki. Balijczycy składają ofiary trzy razy dziennie, więc często widzimy panie odświętnie ubrane, niosące na głowach kosze ofiarne. Poza tym wszędzie leżą maleńkie ofiarne koszyczki, a w nich obowiązkowo kwiaty, plus inne dodatki zależnie od woli właściciela. Widzieliśmy w koszyczkach banknoty, cukierki, plastry banana, ciasteczka, świeżo zaparzoną kawę (!). W niektórych wsiach nad drogą wiszą potworne postacie, to demony. Im Balijczycy też składają dary, żeby je udobruchać. Pniemy się w wyższe rejony Bali, odwiedzając po drodze małą świątynię. Jest tu bardzo chicho i w końcu czujemy balijską mistyczność. I tym razem nie musimy szukać kwatery, bo zagaduje nas pani czy nie szukamy noclegu. Po negocjacjach prowadzi nas do pięknego ogrodu i ukrytego w nim domku. Wieczorem słuchamy głośnego śpiewu cykad i rozmawiamy z właścicielami o naszych religiach, zwyczajach i trochę o polityce. Dowiadujemy się bardzo ciekawych rzeczy o Bali.
, , , , , #19, , , , , ,

Rano po balijskim śniadaniu, ruszamy na słynne pola ryżowe wpisane na listę UNESCO. Wjeżdżamy wyżej, zachwyceni coraz lepszymi widokami. To najpiękniejsza okolica, jaką widzieliśmy na Bali, prawdziwy raj, choć bez plaży :) Pojawiają się coraz ładniejsze terasy ryżowe, aż w końcu docieramy do tych najsłynniejszych w Jatiluwih. Widok bajkowy, wrażenie, którego nie odda żadna fotografia. Zieleń młodego ryżu bije po oczach. I nawet tutaj nie ma tłumów, tylko kilka osób. Może autokar tu nie wjedzie i jest dosyć daleko od kurortów? Tym lepiej dla nas :) Jest tu kilka małych restauracji z tarasami, można się nasycić jadłem i widokiem.
, , , , , , , , , , , , ,
Teraz kierujemy się nad jezioro Bratan zobaczyć piękną świątynię i spróbować truskawek z tutejszych plantacji. Pura Ulun Danu Bratan położona jest na jeziorze Bratan, a poświęcona jest bogini wody. Warto tu przyjechać, bo świątynia jest naprawdę tego warta. Trasa do niej jest bardzo malownicza, bo wjeżdżamy bardzo wysoko i widoki są dodatkową atrakcją. Po spałaszowaniu torby truskawek jedziemy na poszukiwanie mało jeszcze znanego wodospadu Sekumpul.
, , ,
O wodospadzie nie wiedzą nawet pytani Balijczycy, ale pojedynczy turyści już o nim piszą z zachwytem, bo jest ponoć efektowniejszy niż znany Gitgit. To co innych zniechęca czyli położenie w odludnym miejscu i długie dojście, nas tylko zachęca. Niełatwo tu trafić, bo wejście do lasu znajduje się w małej wsi. Parkujemy na podwórku, zaproszeni przez pana. Zapytany o cenę parkowania macha ręką i mówi, że wystarczy, że kupimy coś ze stoiska. A tam kakao, wanilia, miody, herbaty, najcenniejsza kawa luwak. Oj, drogi to będzie parking :) Schodzimy i schodzimy, mijając jeszcze kilka takich stoisk. Wokół rośnie dziko kawa, kakaowce, pnie się wanilia. Wilgotność w dżungli sięga chyba 100%, pot się leje, ale jest pięknie, pusto, ogłuszają cykady. Czy pisałam, że już w Tajlandii zakochałam się w tym dźwięku? Nagle mijają nas tubylcy ze śrutówką i kilkoma zastrzelonymi wiewiórkami, oj lepiej im nie podpadać :) Jeszcze tylko mostek, wąska ścieżka nad rzeką i Sekumpul wita nas hukiem. Wodospad składa się z dwóch dużych i kilku mniejszych strumieni. Ponoć ma 80 m wysokości i robi ogromne wrażenie. Huk jest taki, że nie słyszymy swoich głosów, a wodny pył uniemożliwia zrobienie blisko zdjęcia. Gdy podchodzimy do wodospadu, miejscowi chłopcy akurat kąpią się nago. Widok kobiety wywołuje spory popłoch i kupę śmiechu - wodospad plus bonus dla mnie ;) To drugie cudowne miejsce na Bali, które gorąco polecam. Mam szczerą nadzieję, że trud dotarcia do Sekumpul zniechęci miejscowe biura podróży i masowa turystyka tu nie dotrze. Nocleg przewidujemy w Kintamani, na krawędzi wulkanu Batur. Tutaj ponownie nie musieliśmy szukać noclegu, wskazał nam go zapytany Niemiec. Wieczorem widzimy jeszcze procesję, jutro jest tutaj jakieś święto.
, , , ,

Rano dostajemy śniadanie w postaci zawiniątek w liściach bananowca, a w nich ryż na słodko. Niestety nad okolicą wiszą chmury i nie widzimy fantastycznego ponoć widoku na wulkan i jezioro w kalderze. Wulkan leży wewnątrz podwójnej kaldery sprzed 30 i 20 tys. lat. Wulkan jest aktywny, na zboczach widać wylew lawy sprzed kilku lat, a w jeziorze często zdychają ryby prawdopodobnie od podziemnych wyziewów gazu. Jest to katastrofa dla tutejszych hodowli ryb.
,
Jedziemy do Pura Besakih, zwanej matką świątyń. Jest to największa i najważniejsza z balijskich świątyń, położona na zboczu aktywnego wulkanu Agung.Jeszcze jedna ciekawostka: liczba daszków na balijskiej świątynia wskazuje na jej rangę. Największe świątynie mają maksymalną liczbę daszków czyli 11. Lekko szokującym widokiem są liczne tutaj swastyki, nawet w miejscach kultu. Na Jawie widzieliśmy ten znak na domach. W tradycji buddyjskiej i indyjskiej jest symbolem szczęścia…
Świątynia składa się z wielu tarasów połączonych schodami. Głównymi schodami mogą wchodzić tylko wierni. Akurat odbywało się jakieś święto i obserwowaliśmy odświętnie ubranych pielgrzymów przybywających z darami. Przed wejściem do Pura Besakih działa świątynna mafia naciągająca na dotacje i wciskająca lokalnego, rzekomo niezbędnego, przewodnika. I tu internet się przydał, uzbrojeni w wiedze o tym procederze, nie daliśmy się na nic naciągnąć. Mafia bardzo psuje wrażenie tego miejsca i wielu naciągniętych turystów wyraża swój niesmak, ale władze mimo wiedzy, nie robią nic.
, , , , , , , , , ,
To nasz ostatni dzień na Bali, a jeszcze nie zjedliśmy słynnego babi guling czyli prosiaka długo kręconego nad ogniem, nacieranego olejem kokosowym ze słynną chrupiąca skórką. W końcu widzimy smakołyk na małym targowisku. Chyba rzadko trafiają turyści, bo Balijczycy przyglądają się nam i pytają czy babi guling smakuje. Prosiak jest przepyszny, a skórka jest cieniutka i chrupiąca jak chips. To najlepsza potrawa na Bali. Jeszcze tylko kilka kawałków arbuza i melona i w drogę.
, , , , , ,
Chcemy zobaczyć Pałac Wodny w Tirta Gangga. To zadbany park z licznymi oczkami wodnymi i basenami. Każdy basen ma swoje znaczenie, a woda z nich wypływa na pola ryżowe. W jednym z basenów można się kąpać. Kolejne miejsce warte odwiedzenia, można tu sobie zrobić piknik i odetchnąć. W końcu też widzimy pierwszego węża w Azji, wprawdzie oswojonego do zdjęć, a ja mogę go pogłaskać i nacieszyć się delikatną skórą pytona.
, , , , , , , ,
Wracamy do Ubud, do znajomej kwatery, a wieczorem idziemy na pożegnalna kolację. Kolejny raz zachwycam się świeżo wyciskanym sokiem. Robią tu świetne soki m.in. ananasowy, arbuzowo-miętowy czy truskawkowy. Czujemy autentyczny żal żegnając się z Bali, które na nas zrobiło duże wrażenie. Śmiem twierdzić, że omijając turystyczne kurorty zobaczyliśmy nieco prawdziwego oblicza wyspy i odczuliśmy jej duchowość.
, , , ,

Uwagi: Na Bali jest duży problem z wypłata pieniędzy kartą Visa, my mieliśmy 3 karty Visa :) Trzeba mieć prawo jazdy międzynarodowe, by wynająć auto.

Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać wcześniejsze odcinki, podaje linki:
http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/232/singapur-jawa-karimunjawa-i-bali-w-17-dni/
http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/235/singapur-jawa-karuminjawa-i-bali-w-17-dni-archipelag-karimunjawa/
http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/313/singapu-jawa-karimunjawa-i-bali-jawa/

Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

olajaw 16 lutego 2015 19:31 Odpowiedz
Świetne zdjęcia i świetna wyprawa! :) W jakim terminie byliście?
jollka 17 lutego 2015 08:13 Odpowiedz
Byliśmy na przełomie marca i kwietnia 2014 r. Pogoda idealna, tylko raz złapała nas ulewa na Jawie, wewnątrz kaldery :)
krzysztof1 17 lutego 2015 13:51 Odpowiedz
czy można wiedzieć ile mniej więcej kosztowała cała wyprawa na 1 os.? :)
jollka 17 lutego 2015 15:04 Odpowiedz
Nie lubię mówić o kosztach, bo każdy ma inne wymagania, więc powiem tak: lot Warszawa-Singapur Qatarem - 2300 zł loty Air Asia: Singapur-Yogjakarta (Jawa) i Denpasar (Bali) - Singapur - ok. 500 zł Dokładnych cen już nie pamiętam, ale jak to w Azji czyli taniej niż w kraju :)
daria-piotrowska 13 maja 2015 18:17 Odpowiedz
super reportaż i przepiękne zdjęcia! można wiedzieć jakim sprzętem robione?:)
agaolo 14 maja 2015 23:39 Odpowiedz
Jestem zauroczona całym opisem i zdjęciami! Planuje moją pierwszą egzotyczną podróż w tym roku. Czy mogłaby Pani poradzić mi troszkę odnośnie Bali? Byłabym bardzo wdzięczna, proszę o kontakt a.olejnik00@gmail.com Pozdrawiam!